czwartek, 8 kwietnia 2010

Źródło

Dziewczynka bawiła się samotnie. Podwórko starej kamienicy na warszawskiej Pradze, ze swoimi brudnymi ławkami, zalegającym wszędzie śniegiem i porozrzucanymi malowniczo butelkami, nie było idealnym miejscem dla dwunastolatki. Ale Kasi to nie przeszkadzało. Czuła się tu swobodnie, była u siebie. Ubrana w różową, cienką kurtkę, z naciągniętą na uszy czerwoną czapką, wyglądała jak kolorowa plamka wśród otaczającej ją szarości. Zmarzniętymi rękami formowała kulki ze śniegu i z nudów rzucała w duży, metalowy kontener, służący jednemu z sąsiadów za garaż. Co chwilę rozlegał się jej śmiech, gdy śnieżka trafiła celu.
- Ej ty! Mała! - rozległo się nagle.
Kasia rozejrzała się uważnie, ale nikogo nie zobaczyła. Wszystkie okna w budynku były szczelnie pozamykane a podwórko wydawało się puste. Niepewnie podeszła do kontenera i przytknęła ucho do zimnej stali.
- Nie tam, tutaj! Pomóż mi! - usłyszała gdzieś z tyłu.
Odwróciła się i zobaczyła staruszkę leżącą na ziemi. Wokół niej rozsypane były jabłka a kobieta niezdarnie próbowała się podnieść, jednak ciągle przewracała się na oblodzonym chodniku.
- No nie gap się tak, tylko mi pomóż! - wysapała starsza pani.
Ubrana w kolorowe suknie, nałożone jedna na drugą, z przekrzywionym kapelusikiem, w którym tkwiło ogromne pióro, wyglądała co najmniej dziwacznie. Mimo mrozu, była bez żadnego płaszcza i w letnim obuwiu. Twarz jej zdobił mocny, mroczny makijaż, który tylko uwidaczniał siatkę zmarszczek. Z uszu zwisały ogromne kolczyki w kształcie krzyży. Gdy wyciągnęła rękę, Kasia zauważyła, że kobieta ma tylko cztery palce. W miejscu gdzie powinien być kciuk, była jedynie blizna. Przezwyciężając odrazę, dziewczynka podała jej swoją dłoń i po chwili staruszka stała pewnie na chodniku, klnąc i złorzecząc.
- Zachciało mi się jabłek w zimie - gderała, otrzepując śnieg z ubrania - stara jestem a głupia! Następnym razem otworzę sobie słoik wiśni, zamiast się narażać śmiertelnie na tym cholernym lodowisku! Kretynka!
Kasia nie wiedziała co powiedzieć, więc pozbierała szybko jabłka do reklamówki i podała kobiecie. Ta, wzięła siatkę i popatrzyła na nią z wdzięcznością.
- Dziękuję, moje dziecko!
- Nie ma za co.
Staruszka przyjrzała się uważnie twarzy dziewczynki. Zauważyła siniaki i stłuczenia tuż przy uchu, gdzie zsunęła się czapka.
- Ale widzę, że ciebie też nie ominął jakiś wypadek? - zapytała.
- Tak, tak, przewróciłam się - powiedziała szybko Kasia.
Trochę za szybko. Staruszka spojrzała jej głęboko w oczy.
- Ojciec czy matka? - zapytała po prostu.
- Nie wiem o czym pani mówi. W szkole się wywaliłam, na przerwie. Koleżanka mnie niechcący popchnęła. Jestem po prostu niezdarna i nieuważna - wyrecytowała i wzrokiem uciekła w bok.
- Tak, no jak tam chcesz... - zamyśliła się kobieta - ale wiesz co?
- Co?
- Jestem za stara na takie numery. Nie chcesz gadać to nie, przecież cię nie zmuszę. Ale ponieważ mi pomogłaś, to ja postaram się pomóc tobie.
- Niby jak? - roześmiała się dziewczynka.
- Poczekaj chwilę, mam tu coś...
Staruszka sięgnęła do sporego woreczka zawieszonego na szyi i zaczęła wyciągać stamtąd różne przedmioty. Jakieś kamyczki, krzyżyki i koraliki. Wreszcie w jej dłoni pojawiła się przezroczysta torebka z żółtym proszkiem.
- Ha! - krzyknęła triumfalnie - Tego szukałam!
- Co to jest? - zainteresowała się Kasia.
- Posłuchaj, moje dziecko - zaczęła kobieta - czasem ludzie robią złe rzeczy, chociaż wcale tego nie chcą. Tak już jest na tym świecie, że Zło kusi i namawia. Nie można się mu poddawać, trzeba walczyć...
- Ta, ciekawe jak! - prychnęła dziewczyna.
- Cicho bądź i słuchaj! Pomyśl, kto jest źródłem Zła w twoim domu, kto sprawia, że dzieją się okropne rzeczy? Zastanów się dobrze, bo to tylko jedna porcja. Weź ten proszek, zmieszaj z jakimś napojem i podaj tej osobie. Powinno pomóc.
Kasia popatrzyła na wyciągniętą dłoń z czterema palcami.
- To... trucizna?! Stara wariatka! - krzyknęła i pędem pobiegła w stronę budynków.
Zatrzymała się dopiero na klatce. Przystanęła ciężko dysząc i zastanawiając się czy iść do domu. Przypomniała sobie, że ojciec prosił żeby kupiła papierosy. Skuliła się. Na dwór też już nie chciała wracać, bała się, że czeka tam ta stara dziwaczka.
Wzięła głęboki oddech i weszła na górę.


                   ***
- Jak to nie było? - głos ojca brzmiał przyjaźnie.
Kasia wiedziała, że to jeszcze gorzej, niż gdyby krzyczał. Popatrzyła na niego niepewnie. Mężczyzna stał pośrodku przedpokoju. W tym samym, brudnym podkoszulku, który pamiętała z dzieciństwa. Z nieodłączną puszką piwa w ręku. Zły, chociaż spokojny. Jeszcze.
Opuściła głowę, wpatrując się w swoje przemoczone buty. Wokół nich powoli tworzyła się kałuża.
- No nie było, pan Marek powiedział, że może po południu dowiozą...
- To trzeba było iść do innego sklepu, tak?
- Tak tato. Nie pomyślałam.
- Nigdy nie myślisz, jesteś tępa jak twoja matka- ojciec powoli podnosił głos.
- Wiem.
- A co mi z tego, że wiesz?! No, pytam się co?! Odpowiadaj jak do ciebie mówię! - mężczyzna poczerwieniał z gniewu.
- Wiem, powinnam pójść do innego sklepu. Jestem głupia.
- A żebyś wiedziała!
Cios nie był zbyt silny, ale wystarczył żeby dziewczynka wpadła na lustro w przedpokoju. Rozległ się głośny brzęk, gdy kawałeczki szkła rozprysły się w małym pomieszczeniu. Kasia złapała równowagę i stanęła wyprostowana, trzymając się ręką za piekący policzek. Szybko zamrugała oczami, żeby powstrzymać napływające łzy. Wiedziała, że jeśli się rozpłacze, dostanie jeszcze raz.
- A teraz marsz do kuchni - powiedział ojciec - głodny jestem. A twoja matka jeszcze nie raczyła z roboty wrócić. Jebana szmata. I ogarnij tu trochę, zobacz jaki bałagan zrobiłaś...
Odwrócił się, wszedł do pokoju i zatrzasnął drzwi.
Dziewczynka otworzyła szafkę i wyjęła z niej długą szczotkę. Szybko posprzątała odłamki lustra i wyniosła do kuchni. Potem wróciła do przedpokoju, zdjęła buty. Odwieszając kurtkę wyczuła coś w prawej kieszeni. Przez chwilę ze zdziwieniem przyglądała się małej torebeczce.
- Ale jak to możliwe...? - powiedziała na głos.
- Pospiesz się! - usłyszała głos z pokoju - Zdechnę tu z głodu!
„A zdychaj!" pomyślała z nienawiścią i poszła przygotować ojcu obiad.


                  ***
- No i czego się tak gapisz? - zapytał ojciec zapalając papierosa.
Siedział wygodnie rozparty w fotelu przed telewizorem. Na ławie jeszcze stały talerze po posiłku. Wziął pilota i znudzony zaczął przeskakiwać po kanałach.
- Dobrze się czujesz, tato? - zapytała Kasia
- Normalnie. Nie zawracaj mi głowy.
Dziewczynka westchnęła, pozbierała brudne naczynia i wyniosła do kuchni. Szybko pozmywała, zaparzyła herbatę i usiadła przy stole. Wyciągnęła z plecaka zeszyty i wzięła się za odrabianie lekcji. Gdy skończyła pisać wypracowanie, poczuła czyjś wzrok na plecach. Odwróciła się gwałtownie. W drzwiach stał ojciec i przyglądał jej się uważnie.
- Przestraszyłem cię? - zapytał.
- Trochę.
- Przepraszam.
Kasia otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
- Co odrabiasz? - zainteresował się ojciec.
- Polski, ale już skończyłam. Wypracowanie na jutro - odpowiedziała, chowając wszystko do plecaka.
- Mógłbym... przeczytać?
- Pewnie.
Mężczyzna przysunął sobie stołeczek i usiadł obok córki. Łyknął zimnej już herbaty, wziął zeszyt do ręki i uśmiechnął się.
- Bazgrzesz zupełnie jak ja - powiedział i zaczął czytać.
Zapanowała cisza. Kasia, czekając na wyrok, nerwowo skubała rękaw swetra. W końcu nie wytrzymała, wstała i zaczęła porządkować sztućce na suszarce. Wyjęła ścierkę i wycierała szklanki, co jakiś czas zerkając na ojca.
- To jest bardzo dobre wypracowanie - powiedział wreszcie - myślę, że dostaniesz piątkę.
Dziewczynka odetchnęła z ulgą. Mężczyzna się uśmiechnął.
- No, no..., kto by pomyślał - dodał jeszcze i mrugnął okiem.
W tym momencie trzasnęły drzwi wejściowe i oboje podskoczyli przestraszeni.
- Czy ktoś mógłby mi pomóc?! - rozległ się głos z przedpokoju - Ręce mi się zaraz urwą od tych zakupów!
- Idź, pomóż mamie, dobrze? - powiedział ojciec.
- Dobrze, tato.
Nie zdążyła jednak pójść, gdy do kuchni weszła, obładowana siatkami, matka. Potargane, tłuste włosy nadawały jej wyglądu zjawy nie z tego świata. Spocona i zmęczona, postawiła ciężką torbę na stole, usiadła na stołeczku i wysapała:
- Co za dzień! Kowalskiej nie było i musiałam zapierdalać dwie zmiany. Dobrze, że chociaż ta ruda małpa zaliczkę mi dała, to zakupy zrobiłam. Stary, chcesz piwo?
- Nie chcę.
- I dobrze, więcej dla mnie - zaśmiała się i nie zdejmując kurtki, otworzyła sobie puszkę. Pociągnęła łyk i przyjrzała się uważnie mężowi i córce.
- A co wy macie takie dziwne miny, co? Stało się coś?
- Co się miało stać? - obruszył się ojciec.
- Jakiś dziwny jesteś - zastanowiła się - browara nie chcesz? Ty?!
- Nie mam ochoty po prostu.
- Ochoty? Co ty pierdolisz? - zaniepokoiła się już naprawdę - Chory jesteś?
- Zaraz tam chory. Nie chcę i już. Mogę nie chcieć?!
- No możesz, ale to dziwne jest. No weź się stary napij, chociaż jedno, no! Niech ja się, kurwa, uspokoję, ze nic ci nie jest!
- Mamo, może herbaty ci zrobić? - wtrąciła się Kasia.
- No zrób, zrób. Człowiek haruje cały dzień za marne grosze i nic z tego nie ma i tak!
- Teraz się wszystko zmieni, zobaczysz - powiedziała dziewczynka i spojrzała z nadzieją na ojca - Prawda, tato?
- A co ty mi tu za głodne kawałki wciskasz? - zdenerwowała się kobieta - Co się ma zmienić? Ty już się nie mądrzyj tylko mi tej herbaty zrób! A ja z ojcem pójdziemy do pokoju. Odpocząć muszę, nogi na tapczanie jak człowiek wyprostować. Chodź stary!
Matka podniosła się z trudem i wzięła ojca pod rękę. Gdy wyszli, dziewczynka wstawiła czajnik na gaz. Zaparzyła świeżą herbatę, posłodziła i ustawiła dwie szklanki na tacy. Po namyśle wyjęła mały talerzyk i dorzuciła kilka herbatników. Uśmiechnęła się, zadowolona z efektu. Gdy ostrożnie weszła do pokoju rodziców, zobaczyła dwie otwarte puszki piwa na ławie. Spojrzała na ojca. Zawstydzony uciekł wzrokiem w bok.
- No jesteś - powiedziała matka - postaw tą tacę i idź do kuchni. Lekcje odrób czy tam coś...
- Tato...?
- Czy ja mówię po chińsku?! - wrzasnęła kobieta - Wynoś się!
Kasia zaczęła się wycofywać. Przy drzwiach jeszcze przystanęła.
- Co za głupia dziewucha, no - powiedziała z niechęcią matka - Otwórz nam, stary, jeszcze po jednym, w gardle mi zaschło przez tą gówniarę!
- Dobra.
- No! I wreszcie wszystko jest w porządku. Tak jak zawsze - westchnęła z ulgą kobieta, sadowiąc się wygodniej na tapczanie.
- Tak jak zawsze... - szepnęła Kasia i zamknęła cicho za sobą drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz