czwartek, 8 kwietnia 2010

Ławka

Agnieszka wychyliła się przez okno w kuchni i wzrokiem odszukała swojego siedmioletniego synka. Zobaczyła, że Pawełek jak zwykle dowodził armią podwórkowych dzieci. Zawsze umiał sobie podporządkować innych, rówieśnicy go słuchali. Agnieszce tej umiejętności brakowało, była cicha i zazwyczaj dla innych po prostu niewidoczna. Dlatego cieszyło ją, że  synek jest taki przebojowy.
- Pawełek! Do domu!
Chłopiec spojrzał w górę, pomachał rączką i zawołał:
- Idę mamo!
Gdy zamykała okno zobaczyła jeszcze jak Pawełek podchodzi do płaczącej, pyzatej koleżanki i coś jej zawzięcie tłumaczy. Po chwili dziewczynka uśmiechnęła się przez łzy i pobiegła na karuzelę a chłopiec popędził w stronę klatki.
Kobieta przekręciła ostatniego kotleta i zmniejszyła gaz pod patelnią, gdy do kuchni jak burza wpadł jej syn. Z dumą zaprezentował mamie dziurę w spodniach i usiadł ciężko na stołeczku. Jego jasne włosy były potargane, ręce miał czarne jak węgiel i umorusaną buzię. Ale oczy mu błyszczały radośnie.
- Cześć mamo! - wydyszał - Pić! Wygraliśmy bitwę!
- Bardzo się cieszę synku - uśmiechnęła się - a teraz idź, umyj łapki i buzię bo nie jestem pewna czy z własnym synem rozmawiam. Może ktoś się pod niego podszywa?
- Oj mamo no - roześmiał się Pawełek - no przecież to ja, we własnej osobie!
Chłopiec wypiął dumnie pierś i wyprostował się.
- Jakoś nie jestem przekonana... - Agnieszka patrzyła na niego i udawała, że się zastanawia.
- No to idę się umyć - poddał się z westchnieniem.
- No leć, leć!
Dość długo go nie było, zdążyła przynieść sztućce, napoje i podać obiad. Wreszcie przyszedł, czyściutki i pachnący truskawkowym mydełkiem. Usiadł przy stole, wypił duszkiem kompot i zaczął łapczywie jeść.
- Powoli bo talerz połkniesz! - Agnieszka upomniała go z uśmiechem.
- Mamo! Jestem taki głodny! - powiedział między jednym kęsem a drugim - mieliśmy bitwę z chłopakami z drugiego podwórka, wiesz? I oni się poddali, hura!
- Jak to bitwę? Biłeś się?
- Musiałem - powiedział z dumą.
- A co ja zawsze powtarzam? Że nie wolno nikogo bić, tak?
- No wiem ale oni przezywali Julię, wiesz którą, tą z pierwszego piętra...
- To trzeba przyjść i powiedzieć a nie od razu się bić.
- No tak  ale... ty tego nie zrozumiesz! Ja musiałem!
- Hm...
- Szkoda, że nie mam taty. On by na pewno zrozumiał... - powiedział chłopiec i zgarbił się nad talerzem.
Agnieszka popatrzyła na niego ze smutkiem.
,,Jestem tego pewna, synku. Jesteś taki jak on." - pomyślała.



                              ***

- Czy mogę panią prosić do tańca? - przystojny blondyn o wesołych oczach skłonił się elegancko przed Agnieszką.
Rozejrzała się dookoła. Siedzieli na murku przed budynkiem szkolnym, właśnie była długa przerwa więc prawie wszyscy uczniowie wybiegli na świeże powietrze. Z głośników zaparkowanego nieopodal samochodu dobiegała jakaś muzyka. Agnieszka uśmiechnęła się  i nerwowo poprawiła długie włosy. Nigdy nie miała śmiałości do chłopców, a ten tutaj, był w dodatku ze starszej klasy. I miał takie piękne, niebieskie oczy...
Monika, najodważniejsza z dziewczyn z IV b, odpowiedziała za Agnieszkę:
- Zjeżdżaj!
- Czy mogłaby mi pani to sama powiedzieć? W innym wypadku nie przyjmuję odmowy do wiadomości. - zwrócił się wprost do Agnieszki.
- Chętnie z panem zatańczę - podjęła grę.
Dziewczyny roześmiały się zdziwione, gdzieniegdzie rozległy się gwizdy. Ale ona już tego nie słyszała, utonęła w tych błękitnych oczach z długimi jasnymi rzęsami. Tańczyli przytuleni na schodach szkoły nie widząc nikogo ani niczego nie słysząc.
- Jestem Janusz - powiedział cicho do jej ucha.
- A ja...- zaczęła ale jej przerwał.
- Wiem. Najpiękniejszą dziewczyną jaką w życiu widziałem.
A po lekcjach czekał na nią w tym samym miejscu.
- Lody czy kino? - zapytał po prostu, jakby nie brał pod uwagę, że może się nie zgodzić.
- Kino.
- Chodźmy - wziął ją za rękę i ostrożnie, jakby była porcelanową lalką, sprowadził ze schodów.
Wiele razy później próbowała sobie przypomnieć jaki to był film. Jedyne co zapamiętała to zapach jego wody po goleniu i te cudowne uczucie radości gdy wziął jej rękę w swoją silną dłoń.

                                     ***

- Nie wiem, naprawdę nie wiem jak to się mogło stać - powtarzał Janusz zdenerwowany.
Siedzieli na ławce w parku, gdzie zazwyczaj przychodzili karmić kaczki. Wokół nich toczyło się normalne życie, dzieci biegały, ludzie spacerowali, świeciło słońce, gdzieś tam zaszczekał pies. Ale dla nich ten dzień był wyjątkowy, nie widzieli niczego. Agnieszka siedziała ze spuszczoną głową, ukradkiem wycierała łzy, które wciąż niezmordowanie napływały jej do oczu. Obiecywała sobie, że będzie spokojna. Ale kiedy zobaczyła reakcję Janusza na wieść o teście ciążowym, zupełnie się rozkleiła. Janusz nie dopuszczał do siebie myśli, że mogło się stać coś takiego. Uważał się za eksperta w dziedzinie miłości, wiedział dużo więcej od rówieśników i dużo wcześniej niż inni zaczął zdobywać doświadczenie.
- Przecież się zabezpieczaliśmy, ja tego nie rozumiem! - mówił głośno ale bardziej do siebie niż do niej.
Agnieszka nic nie odpowiedziała. Był jej pierwszą i jedyną miłością. Idąc tutaj spodziewała się, że Janusz oszaleje z radości. Oczami wyobraźni widziała jak spacerują przytuleni po parku i obmyślają imię dla dziecka. W domu nie mogła się nikomu zwierzyć. Jak sobie wyobraziła minę matki, zagorzałej katoliczki, to robiło jej się słabo. Zresztą matka nigdy specjalnie się nią nie interesowała. Dla niej ważne było tylko czy córka dobrze się uczy. A z tym akurat Agnieszka  nigdy nie miała problemu.
- I co teraz będzie? - zapytała cicho nie patrząc na niego.
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem - odpowiedział szczerze.
Zamilkli oboje. Ścieżką przy której stała ich ławka przechodziła akurat rodzina z chłopczykiem, mniej więcej czteroletnim. Wysoki mężczyzna trzymał kobietę za rękę. Przed nimi biegało dziecko, zatrzymując się co chwilę i coś do nich pokrzykując.
- A pójdziemy na gofry, mamo? - zapytał malec.
- Pewnie, że tak - odpowiedziała brunetka z uśmiechem.
- Ja dziękuję za gofra!- od razu zastrzegł mężczyzna - znowu się cały ubrudzę bitą śmietaną!
- Jakbyś nie miał takiej włochatej brody to byś się nie umazał, kochanie - powiedziała stanowczo kobieta.
- Ja bez brody nie istnieję, skarbie!- zawył żałośnie brodaty pan ale oczy mu się śmiały.
- No to musisz się liczyć z umazaniem śmietaną. A ja ci zrobię zdjęcie - roześmiała się kobieta.
- A spróbuj tylko! Dopadniemy cię i załaskoczemy na śmierć! - mężczyzna z chłopcem zaczęli gonić kobietę, która uciekała śmiejąc się i piszcząc.
Janusz popatrzył za nimi. Potem wziął rękę Agnieszki w swoją, podniósł do ust i pocałował.
- Jakoś to będzie, poradzimy sobie, króliczku... - powiedział stanowczo, patrząc jej w oczy.
Agnieszka przytuliła się do niego i dopiero teraz naprawdę rozpłakała. Ale wierzyła mu.
 Chciała wierzyć.

                                      ***

- No, wreszcie mogę usiąść. Dobrze, że mi się przypomniało o tej restauracji, kiedyś tu byłam - powiedziała Agnieszka sadowiąc się w fotelu. Trochę przeszkadzał w tym wydatny brzuszek ale po chwili już rozparła się wygodnie.
Janusz usiadł naprzeciwko i od razu zaczął studiować menu.
- Głodna jesteś?
- Jak stado wilków! - zawołała i oboje się roześmieli.
- Dobra, to zamówię stado kurczaków dla mojego głodnego wilczka! - powiedział Janusz.
- Super, oboje się porządnie zmęczyliśmy tymi zakupami. Swoją drogą nawet nie wiedziałam, że taki mały człowiek potrzebuje takiej ilości przeróżnych rzeczy!
- Dobrze, że udało mi się załatwić tę robotę u Jarka. Jak na początek naprawdę nieźle płaci, co?
- Tak, to prawda.
- No to jeszcze tylko nam zostanie wózek do kupienia i możesz rodzić - roześmiał się Janusz.
- Dzięki za pozwolenie, kapitanie!
Po chwili delektowali się pysznościami kuchni indyjskiej. Nie rozmawiali zbyt wiele, wystarczyło im, że są razem, że czują swoją obecność. Miły kelner przyniósł zapaloną świeczkę, postawił na stole.
- Ałć - powiedziała nagle Agnieszka i zbladła.
- Co? Co się stało? - zdenerwował się Janusz.
- A nie, nic ... dziecko mnie kopnęło - pogłaskała się po brzuchu
- Może za ostre jedzenie jak dla niego?
- A skąd wiesz, że to on? A może to córeczka? - przekomarzała się Agnieszka.
- Jestem pewny, że to będzie chłopak - powiedział z dumą przyszły tatuś.
- Zobaczymy, zobaczymy...
- Idę zapalić, dobrze? - zapytał w pewnej chwili Janusz.
- Poczekaj, to już wyjdziemy razem. Idź, zapłać a ja się próbuję wygrzebać z tego fotela - uśmiechnęła się Agnieszka.
- Dobra.
Po chwili wyszli na zewnątrz. Agnieszka stała przy wejściu do restauracji i zapinała szczelnie płaszcz na okrągłym brzuszku. Wiał dość silny wiatr, który uporczywie gasił zapałki Janusza.
- Przepraszam, macie może ogień? - zapytał kilku przechodzących młodych mężczyzn.
- A od dawna jesteśmy na ,,ty"? - zabełkotał jeden z nich.
- Nie chciałem panów urazić. Ma pan ogień? - poprawił się Janusz oceniając szybko stopień upojenia alkoholowego pozostałych mężczyzn.
- No! To rozumiem! Kultury trochę, nie Krzychu? - zaśmiał się młody człowiek, klepiąc swojego kompana po plecach.
Wyciągnął zapalniczkę i podał Januszowi, który szybko przypalił papierosa.
- Dziękuję.
- A ta lalka jest z tobą? - zapytał jeden z nich, głową pokazując Agnieszkę i oblizując się obleśnie.
- Tak, to moja żona. - odpowiedział poważnym tonem Janusz.
- Wiadomo, że żona bo gruba! - zaśmiał się Krzychu.
- Janusz, chodźmy, proszę... - powiedziała nerwowo Agnieszka.
- Już idziemy, chwilka - odpowiedział jej i odwrócił się w stronę mężczyzn.
- Moja żona jest w ciąży.
- Ty! Słyszałeś z jaką on to dumą powiedział? - zarechotał wysoki blondyn w skórzanej kurtce - a skąd wiesz, frajerze, że to w ogóle twoje dziecko? Pewnie się puszczała z kim popadnie!
Janusz poczerwieniał na twarzy i bezwiednie zacisnął pięści. Agnieszka szybko podeszła i wzięła go pod ramię, próbując odciągnąć.
- Janusz, daj spokój, nie warto... - powiedziała szeptem.
- Tak, tak Januszku, idź z tą swoją żoną! -  młody człowiek z wyraźną kpiną zaakcentował słowo „żona".
- Aga, odsuń się! - powiedział tylko Janusz.
Później wszystko potoczyło się tak błyskawicznie, że Agnieszka nie wiedziała co się dzieje. Na chodniku masa splątanych ciał walczyła, pokrzykując i sapiąc. Wydawało jej się tylko, że ktoś przeraźliwie krzyczy. Jak się później okazało to ona sama tak krzyczała. Z lokalu wybiegli jacyś ludzie, odciągali walczących, ktoś wzywał policję przez telefon komórkowy. Agnieszka patrzyła na to wszystko jak na koszmarny film. Chciała zamknąć oczy żeby nie widzieć jak Janusz pada na ziemię przytłoczony ciałami przeciwników. Żeby nie widzieć jak błyska ostrze noża w ręku jednego z nich. Wreszcie, żeby nie widzieć tej kałuży ciemnej cieczy przy brzuchu Janusza, która powiększała się z sekundy na sekundę. Zupełnie jakby rosła, karmiona jakąś magiczną siłą. W tle usłyszała sygnał nadjeżdżającej policji a może karetki. Nie docierało do niej, że to do nich jadą. Do Janusza.
Oprawcy zerwali się do ucieczki a Agnieszka uklęknęła przy głowie Janusza. Patrzyła na tę kochaną twarz ledwie ją rozpoznając z powodu opuchlizny i krwi. Wyciągnęła rękę i pogłaskała go po włosach. Otworzył oczy i powiedział :
- Będzie dobrze, króliczku...
Ale nie było dobrze. Już nigdy nie było dobrze.

                              ***

- Ty się musisz w końcu wziąć za siebie! I poukładać swoje życie!
 Agnieszka spojrzała na siostrę ze znudzeniem. Ilekroć Magda do niej przyjeżdżała, ciągle mówiła to samo. W ogóle wszyscy w rodzinie uwzięli się żeby jej życie układać i nie bacząc na nieśmiałe protesty, spieszyli z dobrymi radami. Teraz też, siedziały przy kuchennym stole i piły kawę a jej siostra od pół godziny nie mówiła o niczym innym.
- Pawełek jest coraz starszy, potrzebuje męskiej ręki - kontynuowała Magda - sama nie dasz sobie z nim rady! Musisz sobie faceta znaleźć i koniec!
- Tłumaczyłam ci wiele razy... nie chcę. Po prostu nie mam ochoty patrzeć jak jakiś obcy mężczyzna musztruje moje dziecko.
- Czy ty się dobrze czujesz? - zawołała Magda i energicznie zamieszała łyżeczką w kawie - dlaczego miałby go musztrować? Co to, wojsko? A w ogóle to dzieciak potrzebuje twardej ręki bo zacznie głupoty robić, szczególnie chłopak! Czy ty tego nie rozumiesz?
- A przepraszam, jakim prawem ty mi mówisz co mam robić z moim synem, skoro sama nie masz dzieci? - zdenerwowała się Agnieszka.
- Nie mam, to prawda. Ale nie mam bo tak wybrałam. Dzięki temu mam nadal nieskazitelną figurę, przystojnego męża i ogromny dom w Płocku. A ty co? Tylko praca i dziecko! Zestarzejesz się i nikt już na ciebie nie spojrzy. A Pawełek pójdzie swoją drogą i dopiero zobaczysz co straciłaś!
- Możliwe ale to mój wybór.
- Głupia jesteś i tyle. Janusz nie żyje i nic tego nie zmieni. A ty się sama grzebiesz... za życia.
- Wiesz co? Jeśli chcesz to możemy pogadać o czymś innym. Bo na ten temat, ja się więcej nie zamierzam wypowiadać - powiedziała twardo Agnieszka i wstała od stołu.
- Dobrze, już dobrze. Przecież ja tak z dobrego serca mówię...
Obie kobiety zamilkły bo w tym momencie wszedł do kuchni Pawełek.
- Kłócicie się? - zapytał patrząc uważnie raz na matkę, raz na ciocię.
- Ależ skąd - Magda zaśmiała się sztucznie i potargała jasne włosy chłopca - co tam słychać u ciebie, mały rozbójniku?
- Bo wiesz ciocia, jeśli się pokłócisz z mamą, to tak jakbyś się też ze mną pokłóciła - powiedział poważnie i stanął obok mamy. Agnieszka ukucnęła i przytuliła synka do siebie.
- Cały Janusz, jak Boga kocham - westchnęła Magda i zaczęła zbierać swoje rzeczy ze stołu - ja już pójdę, Aga, muszę jeszcze do notariusza zdążyć. Marka firma przejęła jakieś przedsiębiorstwo i mamy masę spraw do załatwienia.
- Dobrze. Dziękuję, że do nas wpadłaś - Agnieszka pocałowała siostrę w policzek.
- I pamiętaj co ci powiedziałam.
- Pamiętam.
Kiedy za Magdą zamknęły się drzwi Agnieszka usiadła z ciężkim westchnieniem na kuchennym stołeczku. Z paczki papierosów leżących na stole wyciągnęła jednego i zapaliła.
- Mamo, miałaś nie palić - powiedział z wyrzutem Pawełek.
- Wiem, wiem... tylko jednego.
- Zdenerwowałaś się? - zaniepokoił się chłopiec.
- Troszkę.
- Zawsze tak jest jak ciocia przychodzi - powiedział  ze złością - następnym razem jej nie wpuszczę!
- Daj spokój, synuś. Ciocia nas bardzo kocha i się o nas martwi po prostu, wiesz?
- Wiem. Zupełnie jak ten mój opiekun.
- Jaki opiekun? - zainteresowała się Agnieszka.
- A taki jeden mój znajomy. Przychodzi czasem na ławkę przy placu zabaw. Jest bardzo miły, wiesz?
- Mów mi tu zaraz co to za człowiek?!- Agnieszka podniosła głos - i dlaczego on przesiaduje przy dzieciach? Zaczepiał cię? Wypytywał o coś?
- Oj mamo, nie złość się. Po prostu kiedyś mi piłka wpadła za płotek, ten przy aptece... i on mi podpowiedział jak ją wyciągnąć. I tak się poznaliśmy.
- A co ja ci ciągle powtarzam? Że nie wolno rozmawiać z nieznajomymi, tak?!
- No tak. To chodź dzisiaj ze mną na podwórko to go poznasz. I sama się przekonasz jaki on jest miły, dobra? A jakie zna opowieści fajne, o piratach i o wyścigach samochodowych! Jest bardzo mądry, wiesz? -
- Nie wiem - powiedziała twardo Agnieszka - nie znam go i nie chcę poznawać. Ale masz rację, pójdę dzisiaj z tobą i powiem temu...
- Mamo no! Przestań! - oczy Pawełka wypełniły się łzami.
- Dobrze już... ubieraj się! Idziemy na podwórko!
Kiedy chwilę później wyszli na plac zabaw, Agnieszka zatrzymała się w pół kroku. Poczuła, że jej zimno. Z tego wszystkiego nie wzięła kurtki.
„Rany, już jesień" - pomyślała zaskoczona - „ ja przegapiłam lato..."
Spojrzała do góry. Na drzewie przy którym się zatrzymali, liście pożółkły, większość leżała już pod jej stopami. Rozgarnęła je ostrożnie butem. I nagle poczuła ogromną ochotę żeby się w nich wytarzać. Żeby wdychać słodkawy zapach jesieni, żeby zanurzyć ręce w tej brązowo- złotej masie. Jak kiedyś, przed tym ...wszystkim. Żeby coś poczuć.
Przykucnęła i wzięła jeden listek do ręki.
- Mamusiu? - zapytał zaniepokojony Pawełek.
- Tak kochanie? Już, już ... idziemy.
Wsunęła liść do kieszeni spodni, wzięła chłopca za rączkę i poszli w stronę zjeżdżalni.
- Gdzie ten twój znajomy? Widzisz go tu gdzieś? - zapytała rozglądając się dokoła i nie puszczając małej łapki.
- No tam przecież siedzi. Jak zwykle, na swojej ławce - chłopiec pokazał palcem na odległy zakątek placu.
- Gdzie? Przecież tam nikogo nie ma? - zdziwiła się Agnieszka.
- No mamo! No przecież siedzi, nie widzisz? O, macha do nas! - ucieszył się Pawełek i zaczął tez machać rękami.
- Pawełek! Natychmiast przestań sobie ze mnie żarty stroić! - zdenerwowała się Agnieszka - ta ławka jest pusta!
- Może po prostu nie chcesz go zobaczyć - powiedział chłopiec poważnie.
Agnieszka zaniemówiła i poczuła, że robi jej się jeszcze zimniej. Niemal czuła jak podnoszą jej się włosy na głowie. Wpatrywała się intensywnie w pustą ławkę z jakąś irracjonalną nadzieją, że jednak ktoś tam jest. Że kogoś zobaczy i że nie zwariowała.
- Dobrze, zatem chodźmy! - zdecydowała - podejdźmy bliżej!
- Dobra! - ucieszył się Pawełek i chciał puścić jej rękę żeby móc pobiec.
Zacisnęła mocniej palce.
- Razem pójdziemy - powiedziała stanowczo - razem...
Podeszli powoli do ławki. Nikogo na niej nie było. Agnieszka usiadła, schowała twarz w dłoniach i zaczęła płakać. Pawełek stał zaskoczony nie wiedząc co zrobić czy powiedzieć.
- Mamusiu? Nie płacz, proszę cię...
Agnieszka milczała. Siedziała z opuszczoną głową, patrzyła w ziemię a łzy bezgłośnie spływały po jej policzkach. Nagle zza chmur wyszło słońce. Na brudnym, podwórkowym piasku zobaczyła cień rzucany przez Pawełka. I jeszcze coś. Jakąś ciemniejszą, większą plamę. Przyjrzała się uważniej.
- To niemożliwe - wyszeptała - tu nikogo nie ma...
Wyglądało to jak cień wysokiego mężczyzny. Widziała jak się poruszył.
- Czy ja zwariowałam? - zapytała półgłosem.
- Widzisz go? - ucieszył się chłopiec.
- Nie.
- Postaraj się bardziej!
- Nie.
- No mamo, proszę cię - zawołał Pawełek - musisz go zobaczyć!
- Syneczku, tu nikogo nie ma - powiedziała słabym głosem Agnieszka.
- Co mam jej powiedzieć? Że co? - zdziwił się nagle Pawełek.
- Z kim ty rozmawiasz? Paweł, natychmiast przestań! - zerwała się z ławki.
- Mamo, on mówi, żebym powiedział do ciebie „króliczku"- zaśmiał się chłopiec - czy on nie jest zabawny?
Więcej Agnieszka nie zdążyła usłyszeć. Zemdlała.

                             ***

- ...i potem bierzesz mąkę, wsypujesz do miseczki. Jak już jest dobrze wymieszane możesz dodać migdały albo orzechy.
Agnieszka ostrożnie wkładała kolejne składniki do czerwonego, plastikowego naczynia. Pawełek siedział na kuchennym blacie i uważnie się przyglądał. Pierwszy raz robił z mamą ciasto i był bardzo przejęty.
- A takie surowe też jest smaczne? - zapytał.
- Jak byłam mała to zawsze podjadałam - roześmiała się Agnieszka - ale nie mów nikomu, dobra?
- Dobra - na znak milczenia Pawełek zrobił gest jakby zamykał kluczem buzię.
- Ale najlepsze jest takie już upieczone, pachnące i jeszcze ciepłe. Zresztą przekonasz się jak będzie gotowe.
- Super, już się nie mogę doczekać - oblizał się chłopiec.
- I wiesz co? Dzisiaj przyjdzie do nas ten mój kolega, Daniel. Pamiętasz? Ten co w zeszłym tygodniu nam pomógł szafki zawiesić u ciebie w pokoju.
- No wiem, ten wysoki. Spoko, może przyjść - odpowiedział Pawełek - tylko żeby całego ciasta nie zjadł!
- Nie zje - roześmiała się Agnieszka.
- Ale kurczaka to zjadł chyba ze trzy porcje!
- Będę go pilnować, no!
- Na wszelki wypadek od razu zamawiam sobie cztery kawałki!
- Załatwione! Zamówienie przyjęte! - Agnieszka śmiała się głośno.
Pawełek popatrzył na nią.
- Fajnie jak się tak śmiejesz, mamo...
- Wiem, synku - pogłaskała go po jasnych włosach.
- Ten Daniel wydaje się być w porządku. Lubi samochody i w ogóle - zastanowił się głośno Pawełek.
- Lubisz go? - Agnieszka popatrzyła na syna uważnie.
- No fajny jest. I powiedział, że w lato mnie nauczy pływać jak pojedziemy nad jezioro. I na grzybach się zna, wiesz? Wie, które trujące a które nie... A ty go lubisz?
- Tak, lubię.
- A powiedz, mamo...
- Tak?
- Z tym Danielem... też pójdziemy na ławkę?
- Też.
- Do tej pory wszyscy odpadali...
- Wiem.
Oboje zamilkli, każde pogrążone we własnych myślach.
 - Wiesz co? Tak sobie myślę, że dzisiaj jest dosyć chłodno. Może zostaniemy w domu? - spytała po chwili Agnieszka.
- I nie pójdziemy na ławkę?
- Nie.
Pawełek popatrzył na mamę. Agnieszka zawstydzona uciekła wzrokiem i zaczęła energicznie mieszać gęstą masę.
- Właściwie to jeśli ten Daniel lubi ciasto... to mogę mu oddać mój kawałek - powiedział poważnym tonem Pawełek.
- Nie ma takiej potrzeby, kochanie. Wystarczy dla wszystkich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz