czwartek, 8 kwietnia 2010

Przyjaciółki



- Uważaj jak chodzisz! Ślepa jesteś?!
Wściekły głos wyrwał mnie z zamyślenia. Było późne popołudnie, ludzie wracali właśnie z pracy. Szłam szybko ulicą a właściwie biegłam, roztrącając mijających mnie przechodniów. Nie widziałam ich. W oczach miałam łzy wściekłości, które skutecznie ograniczały mi widoczność. Popatrzyłam na wysokiego, młodego człowieka w skórzanej kurtce. W jednym ręku trzymał puszkę a drugą próbował wytrzeć z siebie rozlane piwo. Widocznie go potrąciłam.
- Przepraszam - powiedziałam
- W dupie mam twoje przepraszam! Ta kurtka kosztowała pięć stów!
- No przepraszam, zamyśliłam się i tyle. Piwo przecież zejdzie, w końcu to nie kwas siarkowy.
Popatrzył na mnie jak na wariatkę i mrucząc przekleństwa pod nosem, odszedł w swoją stronę.
Muszę się opanować, biegnę jak pies z wywieszonym jęzorem a szkody robię jak ta krowa w polu. Najlepiej będzie jak znajdę jakąś przytulną knajpkę, napiję się kawy i może trochę uspokoję. Zanim zabiję kogoś niewinnego.
Kawałek dalej zobaczyłam dyndający szyld z zachęcającym napisem „ Złota Klatka " i rysunkiem kolorowej papugi. Nie namyślając się długo, pchnęłam ciężkie drzwi. Otoczył mnie od razu zapach dymu papierosowego i kawy. Pewnym krokiem weszłam dalej. Minęłam stoliki z wpatrzonymi w siebie zakochanymi parami. Za dużo słodkości może zemdlić. Ja miałam ochotę wyłącznie na mocną kawę. Podeszłam do baru i usiadłam na jednym z wysokich stołków. Za ladą nikogo nie było, więc wyjęłam papierosy, zapaliłam jednego i rozejrzałam się ciekawie dookoła. Lokal naprawdę był przytulny. Ciemnozielone ściany, wszędzie porozstawiane roślinki a lampy z abażurami w kwiaty dyskretnie oświetlały twarze klientów. Po prawej stronie kilka młodych osób grało w bilard, śmiejąc się i żartując. Z głośników umieszczonych pod sufitem płynęła spokojna muzyczka.
- Popielniczkę? - usłyszałam uprzejmy głos.
Barman był młody, może dwudziestoletni. Krótko przystrzyżone ciemne włosy starannie rano potraktował żelem, więc wyglądał jakby właśnie wyszedł spod prysznica. Barczyste ramiona sugerowały, że jest stałym klientem siłowni. Uśmiechał się do mnie, jednocześnie wycierając ścierką blat baru.
- Poproszę - odpowiedziałam z uśmiechem - i kawę do tego. Czarną i gorącą jak twoje spojrzenie.
Popatrzył na mnie zaskoczony ale bez słowa włączył ekspres. Po chwili stała przede mną biała filiżanka.
- Jeszcze jakieś życzenia? - zapytał.
- Chwilowo nie - uśmiechnęłam się - dzięki.
Wyciągnęłam z torebki telefon i przeszukałam książkę adresową. Muszę zadzwonić do Agaty. To jedyna osoba, która nie będzie gadać tylko słuchać. Wybrałam jej numer.
- Cześć, mówi Julka - powiedziałam gdy odebrała.
- O, no cześć! - ucieszyła się - co słychać?
- Słychać mój rozwód - powiedziałam krótko.
- Gdzie jesteś? - spytała od razu.
- Siedzę w knajpie i piję kawę. Oprócz tego zamówię chyba zaraz Martini i młodego barmana na wynos.
- O cholera - zdenerwowała się - aż tak?!
- Dużo gorzej - odpowiedziałam szczerze.
- Dawaj adres, zaraz będę...


Gdy odłożyłam słuchawkę zamieszałam łyżeczką w filiżance. Zwykła czynność a przypomniała mi, że jeszcze dziś rano mieszałam kawkę mężowi. Przez tyle lat nauczyłam się robić dokładnie taką jak lubi. Dwie płaskie łyżeczki kawy, nie słodzić od razu tylko czekać aż się porządnie zaparzy. Do tego dwie płaskie łyżeczki cukru, wymieszać dokładnie. Prawie jak rytuał, cementujący co rano nasze małżeństwo. Ciekawe, czy ta nowa wie, jaką kawę mu zrobić...
- Przepraszam, zamawia pani coś jeszcze? - wyrwał mnie z zamyślenia barman.
- A macie tu może w menu dobry humor? Łyknęłabym z chęcią. Pieniądze nie grają roli - powiedziałam cicho.
Popatrzył na mnie uważnie, zakręcił się na pięcie i postawił przede mną setkę wódki.
- Tak się teraz nazywa dobry humor? - roześmiałam się.
- Zwykle pomaga - mrugnął do mnie okiem.
Nie namyślając się dłużej, przechyliłam kieliszek i wypiłam. Zimny napój podrażnił mi gardło ale rozgrzał wnętrze. Zaczęłam kasłać a barman zaczął się śmiać.
- Jestem Wojtek - powiedział podając mi rękę - ale wszyscy mówią na mnie Młody.
- Cześć Młody - odpowiedziałam ściskając podaną dłoń - ja jestem Julianna ale mówią na mnie Julka.
- Kłopoty? - zapytał pokazując głową kieliszek.
- Można tak powiedzieć. Zdaje się, że czeka mnie rozwód.
- No to lipa - powiedział szczerze - to co? Może jeszcze jednego? Na drugą nóżkę...
- Doceniam, że chcesz pomóc - uśmiechnęłam się - ale dzięki, nie. Czekam na przyjaciółkę, ma tu zaraz być. Raczej wolałabym ją przywitać tutaj przy barze a nie przewieszona nad kiblem w łazience.
Roześmieliśmy się oboje.
- Wiesz co Julka? - zamyślił się Młody - to usiądź sobie tam, przy stoliku pod oknem. Nikt wam nie będzie przeszkadzał.
- Dzięki Wojtek - powiedziałam z uśmiechem.
Przeniosłam się do stolika i w tym momencie drzwi się otworzyły i wpadła do środka zdyszana Agata. Ubrana jak zwykle kolorowo, wyglądała jak motyl. Zwiewna, wielobarwna spódnica kręciła się wokół jej nóg, odzianych w sandałki z rzemykami i plastikowymi kwiatami. Na szyi dyndał naszyjnik z muszelek i jakichś błyszczących kamyków a w uszach dzwoniły kolczyki wielkości młyńskiego koła. Brązowe włosy opadały swobodnie na szczupłe ramiona. Rozglądała się uważnie po lokalu, wypatrując mojej osoby. Wstałam i zamachałam do niej ręką. Uśmiechnęła się i podeszła szybko. Rzuciła torebkę na stół, porwała mnie w ramiona i uścisnęła. W policzek połaskotał mnie kosmyk jej włosów a przyjemny zapach fiołków wdarł się do mojego nosa. Przytuliłam się i nagle poczułam, że jestem cholernie stara i zmęczona.
- Opowiadaj - powiedziała kiedy usiadłyśmy naprzeciwko siebie - co się stało?
- Kuba ma kochankę - zapaliłam papierosa i zaciągnęłam się mocno.
- Niemożliwe! - podskoczyła na krześle - skąd wiesz?
- Sam mi powiedział - odpowiedziałam - dziś wrócił z pracy wcześniej niż zwykle. Zjadł obiad, pobawił się chwilkę z Mateuszem i oznajmił, że odchodzi bo się zakochał.
- Rany... - skrzywiła się Agata.
- Podobno ta druga kobieta jest dla niego idealna, bo sama ceni wolność i niezależność. Mój mąż zamierza się jeszcze pobawić życiem zanim przyjdzie mu zejść z tego świata.
- Boże mój..
- To jeszcze nic. Powiedział też, że musi się natychmiast wyprowadzić bo się dusi w naszym związku. Ja go ograniczam bo tylko dziecko i dom mi w głowie.
- No weź, to w końcu jego dziecko!
- Mi to mówisz? Chyba wiem z kim mam dziecko - powiedziałam i zaczęłyśmy się śmiać.
- I co teraz będzie? - zapytała mnie po chwili.
- Nie wiem. Na pewno muszę znaleźć pracę bo z alimentów z Matim nie wyżyjemy. Oprócz tego muszę znaleźć jakieś mieszkanie. Kawalerkę mamy opłaconą do końca miesiąca. Co dalej, nie wiem.
- Jakbyś potrzebowała kasy albo coś... - powiedziała Agata i pogłaskała mnie po ręce.
- Wiem, dziękuję ci. Ale muszę zacząć żyć na nowo, jakoś sobie poradzę.
- Jestem tego pewna - powiedziała z przekonaniem - jesteś silna baba i ja to wiem najlepiej! A Kuba jest kretynem!
- Nie jest kretynem. Wiesz dobrze, że nie jest - uśmiechnęłam się.
- Jeszcze go bronisz? - podniosła brwi ze zdziwieniem - odbiło ci?!
- Nie bronię, nie bronię. Po prostu staram się nie dopuścić do destrukcyjnego uczucia nienawiści - roześmiałam się i mrugnęłam okiem.
- Jesteś silniejsza niż mi się wydawało - popatrzyła na mnie z uznaniem - będzie dobrze!
- Wiem.
- A Mateuszek? Co z nim? - zapytała mnie Agata.
- A co ma być? No wiadomo, zostanie ze mną. Na rzęsach stanę i znajdę jakąś robotę. Do popołudnia jest w przedszkolu a potem może go odbierać moja mama. Znaczy jeszcze z nią o tym nie rozmawiałam, szczerze mówiąc. Muszę wybrać jakiś spokojny moment. Wiesz, że ona nigdy Kuby nie lubiła.
- No wiem, pamiętam jak jeszcze w dniu waszego ślubu ci go odradzała.
- No właśnie. Coś wymyślę.
Podszedł do nas Młody. Zabrał moją pustą filiżankę i uśmiechnął się do mnie.
- Podać coś pięknym paniom? - zapytał.
- Jaka tu miła obsługa - uśmiechnęła się uwodzicielsko Agata - ja poproszę mrożoną herbatę.
- Oczywiście - powiedział - a dla pani?
- A dla mnie jakieś... ciacho - uśmiechnęłam się do niego porozumiewawczo.
Kiedy odszedł, Agata nadal patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
- Nie poznaję cię - powiedziała - ten rozwód to nie jest taki zły pomysł, wiesz? Coś czuję, że ci to na dobre w końcu wyjdzie.
- A wiesz, że ja też tak czuję - roześmiałam się.
- Poczekaj chwilę, skoczę do łazienki - podniosła się z krzesła - tylko nie rozrabiaj jak mnie nie będzie!
- Dobra, nie będę. Przysięgam! - obiecałam i uderzyłam się z powagą w piersi.
Kiedy odeszła usiadłam wygodniej i rozejrzałam się po sali. Ludzi zaczęło przybywać coraz więcej. Wiadomo, wieczór. Każdy po pracy chce odetchnąć, zrelaksować się, napić piwa albo pograć w bilard. A potem wrócić do spokojnego domu gdzie czeka żona. Tudzież kochanka. Skrzywiłam się.
W tym momencie usłyszałam melodyjkę telefonu komórkowego. Odruchowo sięgnęłam do torebki ale to dzwonił telefon Agaty leżący na stoliku. Spojrzałam na wyświetlacz i podniosłam brwi ze zdziwieniem. Przeczytałam ,, Kubuś Julki". A ten czego chce? Generalnie nie odbieram cudzych telefonów, ale po pierwsze, to dzwonił mój mąż, może coś się stało i mnie szuka. Po drugie, Agata to moja przyjaciółka, na pewno się nie pogniewa. Takie i inne myśli przebiegały przez moją skołataną w tym dniu głowę, gdy naciskałam guziczek „odbierz"
- Słucham - powiedziałam wyraźnie.
Cisza w słuchawce.
- Kuba?
- Julka? Przepraszam, widocznie się pomyliłem, dzwoniłem do .. do kogoś innego.
- No, jeśli do Agaty to dobrze się dodzwoniłeś. To jej telefon - powiedziałam spokojnie.
- Jest obok ciebie?
- Poszła do łazienki, zaraz wróci. Coś się stało?
- Nie, nie... tak tylko dzwonię. Zapytać, co słychać i takie tam...
- Aha.
Przez chwilę oboje milczeliśmy. I wtedy do mnie dotarło. Ręka z telefonem opadła na stół. Podniosłam głowę i zobaczyłam wracającą Agatę. Zatrzymała się przy barze i rozmawiała z Młodym. Spojrzała w moim kierunku, uśmiechnęła się szeroko i pomachała ręką.
- Halo! Julka, jesteś tam? - usłyszałam głos dochodzący ze słuchawki.
- Jestem - wyszeptałam, patrząc na swoją najlepszą przyjaciółkę.
Przy sąsiednim stoliku ktoś roześmiał się głośno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz