piątek, 9 kwietnia 2010

Wesołe życie staruszki



      Nic tak nie poprawia humoru kobiecie jak zakupy. Ta prawda, znana od wieków, skierowała dzisiaj moje nóżki, obute w wiosenne pantofelki, do ukochanego sklepu z bielizną. Pewnie się już kiedyś przyznawałam, ale powiem jeszcze raz. Mam bzika. Fioła. Fisia. Jak zwał, tak zwał, prawda jest taka, że dostaję ślinotoku na widok nowego stanika. Tudzież majtek. No co zrobić, każdy ma jakieś wady. Ale nie o wadach chciałam a o poprawianiu humoru. Prosto po pracy wyprułam do przybytku rozkoszy. Konsumenckiej, żeby nie było. 

    Biegałam zatem z włosem rozwianym po sklepie, biorąc do ręki i bezczelnie obmacując co ciekawsze bieliźniane sztuki. Kusiły i wabiły a ja tradycyjnie, jako ten osioł co mu w żłoby dano, nie mogłam się zdecydować. Czy ładniejsze bordowe bokserki czy śnieżnobiałe figi? No czy można szybko podjąć tak ważną decyzję? Nie można.

     Właśnie wyobrażałam sobie minę Ukochanego, gdy zobaczy mnie przebraną za wielkanocnego kurczaka (jest w ofercie, słowo!) gdy do sklepu weszła kobieta. Pewnie nie zwróciłabym na nią większej uwagi, bo wyglądała dość zwyczajnie ale niemalże od progu poprosiła ekspedientkę o pomoc, więc i ja się odwróciłam. Wiekowo zbliżona do mojej babci, w szarym płaszczyku, na głowie niewielki kapelusik spod którego wystawały siwe loczki. Dyskretny makijaż oraz ogromne, rogowe okulary dodatkowo zdobiły jej lico.

- Dzień dobry! Potrzebuję pomocy! – zawołała.

Sympatyczne, blond dziewczę ochoczo podbiegło, z tradycyjnym pytaniem:

- Czym mogę służyć?

- Potrzebuję coś …coś …wystrzałowego! Takiego, żeby facet z łóżka spadł, wstał i znów upadł. Rozumie pani?

- Chyba… chyba tak – wyjąkała ekspedientka, nieco zaskoczona.

Zastrzygłam uszami. Ja też takie coś chcę! Bez żalu porzuciłam kurczakowy, włochaty staniczek i przysunęłam się dyskretnie bliżej. Wiem, wiem, że nieładnie podsłuchiwać. Ale sytuacja wymagała, no.

- Jaki rozmiar? – sprzedawczyni przystąpiła do konkretów.

- Czterdzieści dwa… – kobieta zniżyła nieco głos.

Blondynka odwróciła się i po chwili na ladzie leżał przepięknej urody, burdelowy, za przeproszeniem, gorsecik w kolorze czerwonego wina. Przy staniku miał doszyte ogromne, różowe, kwiaty. Obok wylądowały pończochy kabaretki i długie, czarne rękawiczki. Gdy ekspedientka dorzuciła jakiś bacik dla konia, z ust mych wyrwał się jęk. Podobnie zajęczała klientka ale ona chyba z zachwytu, bo nie spuszczała wzroku ze skarbu i śliniła się obficie.

- Do tego wysokie szpilki i żaden facet się nie oprze – powiedziało dziewczę ze znawstwem.

- Biorę! To jest TO!

Sprzedawczyni z miną triumfalną, zebrała wszystkie rzeczy do, tak zwanej, kupy i włożyła do firmowej reklamówki. Zainkasowała niemałą kwotę ale w ostatnim momencie się zawahała.

- Zapakować jakoś ładniej? Bo to na prezent, tak? – zapytała jeszcze.

- Na jaki tam prezent – machnęła ręką klientka. – To na wieczór… proszę nie pakować.

Zgarnęła z lady reklamówkę i żwawo ruszyła do wyjścia. Spojrzałyśmy na siebie z blondyną.

- I pewnie się nawet zabezpieczać nie musi… - wypowiedziałam na głos pierwszą myśl, jaka mi przyszła do głowy.

- Ech… - westchnęła blondyna.

- Ech… - zawtórowałam.










3 komentarze:

  1. A dlaczemu tak???
    Wpadłam na parapetówę;)???

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj betweenko ;) Kawki czy coś mocniejszego? ;)) Przeniosłam się, bo nie mogłam się jakoś odnaleźć na Interii. Poza tym dostawałam sygnały, że są kłopoty z komentowaniem. Po trzecie jest wiosna i poczułam chęć na zmiany ;) Zrzuciłam 2 kg i zmieniłam adres bloga - to chyba niezły początek? ;))) Cieszę się, że zajrzałaś, cmokam serdecznie ;** ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdecydowanie coś mocniejszego. Coś co mnie obudzi z tego dusznego snu."Piję" oczywiście do wydarzeń z ostatnich 48 godzin.
    Każdy szuka swego miejsca, nawet w sieci. A dla kobiety każdy powód do zmian jest idealny ;)

    OdpowiedzUsuń