czwartek, 16 grudnia 2010

Wampir



Mam znajomego. Wiem, nie ma w tym nic dziwnego, gdyż każdy posiada znajomych, sztuk przynajmniej kilka. Ale mój jest wyjątkowy. Nie znam nikogo choćby podobnego do Mirka. Jest wampirem. Ma powłokę cielesną, która wygląda na jakieś trzydzieści pięć lat. Ile ma naprawdę – nie wiem. Zawsze równo przystrzyżone włosy, szatyn, dość wysoki. Chociaż na mojej ocenie wysokości nie można zbytnio polegać, bo dla mnie każdy ode mnie wyższy to już wysoki. A że sama mam metr pięćdziesiąt w kapeluszu, to sami rozumiecie. No nieważne. Mirek posiada też uroczą małżonkę, Agnieszkę, a także dwoje pulchnych dzieci w wieku żłobkowym i szkolnym. Mieszkają wszyscy w tym samym bloku co ja, więc znamy się już ładnych parę lat. Czasami wpada do mnie na kawkę Agnieszka, czasami sam Mirek, a czasem oboje.
Kończąc ten przydługi wstęp dodam tylko, że stanowczo wolę jak przychodzi Aga.


- Halo! Sąsiadeczko! Jest tu ktoś?!
Siedziałam w pokoju, w fotelu, z laptopem na kolankach, opatulona kocykiem w słoniki  i ostatnie czego mi było potrzeba, to towarzystwo. A już szczególnie nie cierpię jak ktoś po prostu zapuka i od razu otwiera sobie drzwi. Człowiek zrywa się wtedy, nie wie co się dzieje i lata w prawo, w lewo jak oszalała norka. A jakbym tak biegała nago niczym rusałka nad stawem? Wolno mi w końcu we własnym domu, tak?
- Ożesz ku... – usłyszałam jeszcze.
No. Buty ustawione na szmatce w przedpokoju żeby obeschły, mają wiele zastosowań. Mogą na przykład intruza chwilowo zatrzymać.
- Jestem w pokoju! – wrzasnęłam i rozpoczęłam akcję wygrzebywania się z fotela.
Po chwili Mirek ukazał się w drzwiach.
- Mało sobie zębów nie wybiłem. W razie czego byś płaciła, nie? Cześć w ogóle. Nie przeszkadzam?
Po czym nie czekając na ewentualną odpowiedź klapnął ciężko na kanapę. Wyciągnął chude ramię, wziął pilota z ławy i włączył sobie telewizor.
- No cześć, cześć – skrzywiłam się automatycznie, bo zawsze tak robi. – Miło, że wpadłeś. Napijesz się czegoś?
- Tak, kawy.
- Dobra, to … rozgość się – powiedziałam nie wiem po co, bo on już sobie przysunął miseczkę z orzeszkami i w najlepsze chrupał, wgapiając się w ekran telewizora.
- Spoko. Dzięki – wymamrotał mieląc orzeszki zębami.
Kiedy wróciłam z kawą siedział w tym samym miejscu, tylko już jeść nie miał co. Mamrocząc coś pod nosem, otworzyłam barek i wyciągnęłam jakieś herbatniki.
- E, nie – skrzywił się. – Takich to ja nie lubię. Mają dużo konserwantów, wiesz? Co z tego, że dobre, skoro to trucizna jest? Chcesz mnie zabić? Cukier to biała śmierć! Ja mam wrażliwy żołądek, nie mogę jeść byle czego…
Przez chwilę poczułam się jak niedoszła morderczyni. Ale potem popatrzyłam na te byle co na stole i niewiele myśląc sięgnęłam po jednego. Pycha! Nie chcesz, nie jedz, pomyślałam. Nie zmuszę przecież.
- A co cię do mnie sprowadza? – zapytałam, jednocześnie licząc ile białej śmierci Mirek wsypuje do filiżanki. Trzy łyżeczki jakby mnie kto pytał, i mogę pod przysięgą zeznawać.
- A tak wpadłem. Aga z dzieciakami choinkę ubierają, więc nie mam co robić.
- To możesz im pomóc chyba?
- Nie. Wieszają takie badziewie na drzewku, że szlag mnie trafia jak na to patrzę. Jakieś aniołeczki, pierniczki i chuj wie co jeszcze. O, przepraszam.
- Nie szkodzi – zapewniłam.
- Bo wiesz, ubierać choinkę trzeba z wyczuciem – rozpoczął wykład. -  Ze smakiem. Nie można napchać byle czego, byle więcej. A moja żona ma fatalny gust, mówię ci…
- No cóż… - już chciałam powiedzieć coś o mężu jakiego wybrała, ale ugryzłam się w język.
- Nie broń jej. Beznadzieja i kropka!
- No okey, o gustach się nie dyskutuje podobno. Pij kawę, bo ci wystygnie.
- No właśnie chciałem zapytać co to za kawa? Bo jakiś dziwny smak ma? – Zajrzał do filiżanki i przysięgam, że jakby tylko miał lupę przy sobie, to poddałby fusy badaniu.
- No normalna. A jaka ma być? – zdziwiłam się.
- Kawa kawie nierówna, moja droga – oznajmił z wyższością. – Jest tyle odmian i gatunków, że jakbym ci opowiedział, to by ci się w głowie zakręciło!
- Już mi się kręci – powiedziałam niechętnie.
- A widzisz! Ale rozumiem, że ludzie się nie znają. Sugerują się reklamami i przestają myśleć samodzielnie. Rozumiesz, takie zaślepienie. Jak coś jest w telewizji, to już musi być dobre. A gówno! Nie musi! O, przepraszam.
- Nie szkodzi – zapewniłam znów. – To może ja ci wody naleję?
- Nie no. Wypiję przecież. Jestem dobrze wychowany! – uniósł podbródek na cztery centymetry.
- Ano.
Przez chwilę milczeliśmy. Nie bardzo wiedziałam co mam z nim począć, ale on sam mnie wybawił z kłopotu.
- Znasz ten film? – zapytał i kiwnął głową w stronę ekranu, gdzie właśnie jakiś bandyta uciekał, a dzielny policjant go gonił, strzelając z ogromnego pistoletu.
- Nie, chyba nie.
- Przecież to stare jest. Niemożliwe żebyś nie znała.
- Ale że co? Że ja też stara? – uniosłam brwi.
- Oj tam. Chodzi o to, że jakiś idiota ten film robił.
- Dlaczego?
- W ogóle nie tak się trzyma pistolet. Amatorszczyzna! – ziewnął ostentacyjnie.
- To przecież tylko film – wtrąciłam nieśmiało.
- No i co z tego?! Będą mi tu ciemnotę wciskać, nieuki jedne! Ja wiem, że to jest źle i mnie to wkurwia maksymalnie! O, przepraszam.
- Nie szkodzi – sięgnęłam po herbatniczka, bo mi się śmiać zachciało.
- A wracając do reklam.. Idioci dla idiotów robią! A debile oglądają. I jeszcze pędzą jak bydło do sklepów i kupują, kupują, kupują!
- A ty o chlebie i wodzie? – zapytałam. – Czy też kupujesz?
- Oczywiście, że kupuję. Ale wyłącznie to, co sam chcę! A nie to, co mi wciskają koncerny, które się chcą milionów dorobić moim kosztem!
- No tak.
- Przepraszam, ale muszę to przełączyć – powiedział i pstryknął pilotem. – Nie wytrzymam normalnie. Dziadostwo w tej telewizji. O, wiadomości są.
Westchnęłam. Jak się za chwilę okazało, całkiem słuszne westchnięcie to było.
- Widzisz tego rudego? To imbecyl jest! A ludzie mu tak wierzą, jak barany jakieś. A tamten? Debil do kwadratu, mówię ci. Oglądałem z nim wywiad, takie miał oczka błyszczące. Obstawiam, że pijany jak świnia był!
- E tam, może chory? – wtrąciłam. – Przy gorączce też oczy błyszczą.
- Gorączkę to musieli mieć ci, co na niego głosowali! Naród jest zaślepiony, omamiony. Nie wywiązują się z obietnic, wszystko drożeje, podatki idą w górę, a kretyńska zgraja tylko przyklaskuje! I cieszą się jak garstka naiwnych dzieci, że wszystko do przodu idzie. A chuj tam do przodu! O, przepraszam.
- Nie szkodzi.
- Wiesz co? – Mirek wstał z kanapy. – Pójdę już, dobrze?
- No może i dobrze, bo mnie już głowa rozbolała – przyznałam.
- Bo ty się źle odżywiasz, powiem ci – zamyślił się. -  Wrzucasz w siebie tony śmieci, organizm się buntuje i stąd ból głowy. Trzeba jeść warzywa, owoce, jak chcesz to ci zaraz przyniosę piramidę żywieniową…
- Nie! – wrzasnęłam. – Idźże już człowieku!
- Dziękuję za kawę. I powiem ci, że jakoś tak mi lepiej jak sobie pogadaliśmy – uśmiechnął się szeroko.
- Mi jakby gorzej, ale się nie przejmuj.
- Nie przejmuję się! Pa!


I tak jest zawsze. Jestem wyssana przez tego człowieka do cna. Po godzinie wysłuchiwania jacy to ludzie są debile, jakie wszystko jest beznadziejne, jaka ja sama jestem głupia- jestem tak osłabiona, że mam ochotę tylko zaszyć się pod kołderkę i nie wychylać garbatego nosa do rana.
Ale zanim to zrobię, to jeszcze muszę coś załatwić.
Zamknąć drzwi na klucz.
I na łańcuch też. Na wszelki….



źródło zdjęcia w sieci





12 komentarzy:

  1. :-)
    Oj, tam... Sąsiad zupełnie ciekawy obiekt;)))
    Taki interesujący się wszystkim i potrafiący wypowiedzieć na każdy temat, a do tego jeszcze doradzić potrafi;))) Cud:-)

    Pozdrawiam serdecznie i spokoju życzę na resztę dnia;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ufff! Zmęczyłam się samym czytaniem!
    Oczywiście, że drzwi zawsze zamykaj na klucz i łańcuch! Tacy ludzie wysysają energię, nie wolno im się dać wysysać, przecież Ty z tej znajomości nic nie masz!
    pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie narzekaj, Mała :-). Gdyby nie Mireczek, opowiadania by nie było.

    PS - jak zamkniesz drzwi, to będziesz mogła udawać, że w domu nikogo nie ma :-).

    OdpowiedzUsuń
  4. Lady - ja podziękuję za taki "cud" ;) Umęczona jestem na maksa ;)
    Odpozdrawiam i cmokam mocno ;*

    Iwuś - no właśnie wiem... ale zawsze mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej, że mnie nie wyssie ;))
    A potem to już tylko tabletka od bólu głowy mnie ratuje...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ene - no fakt, czyli na coś się jednak przydał ;)

    P.S - taki mam plan ;))

    OdpowiedzUsuń
  6. Albo przywykniesz, albo będziesz musiała jednak te drzwi zamykać;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Padalec nie sąsiad a drzwi zamykaj juz zawsze tak na wszelki wypadek jak bys na ten przykłąd jednak chciała jako ta rusałka :-)))))

    OdpowiedzUsuń
  8. I jeszcze siedź cicho i po ciemku, może pomyśli, że Cię nie ma.
    Czytałam i coś mi się robiło nieprzyjemnego w środku, oraz otwierał scyzoryk!
    I też znam jednego takiego. Do dzisiaj się dziwię, że go jeszcze nie zamordowałam z premedytacją zresztą!
    Ucałowania serdeczne;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nivejko - z tym przywykaniem, to może być ciężko ;)

    Fire.Woman - no jako rusałka prezentuję się cokolwiek śmiechowo, ale może to jest właśnie sposób, żeby intruza przegonić? ;)))

    Akularniczko - jakby co, paczkę Ci raz na kwartał wyślę ;))... z książkami ;))

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja zamykam! Najlepsze, ze tacy to pierwsi konsumenci i ekhem debile. A jakby tak samemu coś zrobić? Coś zmienić? Od siebie zacząć? Ech po co, to i tak nic nie da...
    :))))

    OdpowiedzUsuń
  11. Miałam taka koleżankę - padałam z wycieńczenia po jej wyjściu. Na szczęście przeprowadziła się na ścianę zachodnią, tym samym uwalniając mnie spod swojego wpływu. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Aguś - nie denerwuj się ;)) Zawsze sie taki/taka znajdzie, no ;)

    Czarny Pieprzu - sąsiad zdaje się, przeprowadzki w planach nie ma... to może ja gdzieś ucieknę ? ;))

    OdpowiedzUsuń