Co roku zima zaskakuje drogowców. Tym razem zaskoczyła mnie. Chociaż może nie tyle zima, co…
Budzik zaświergolił jak zwykle, tuż po siódmej. Leniwie poprzeciągałam stare kości i wygrzebałam się z cieplutkiej pościeli. Poszłam obudzić Młodego a po drodze pstryknęłam wodę na kawkę. Dzień jak co dzień.
Już ubrani, napojeni i w wyśmienitych humorach, ruszyliśmy ochoczo w stronę parkingu. Coś biało kurna, pomyślałam. Po chwili zawahania odnalazłam swój samochód, który zazwyczaj jest bordowy, ale dziś był w tym samym kolorze co reszta aut. Biały. Zapakowałam Młodego do środka, żeby nie stał na zimnie, odpaliłam silnik, żeby się grzał i przystąpiłam do akcji „Skrobanie szyb”.
Najpierw dłuuugo szukałam skrobaczki, żeby wreszcie przypomnieć sobie, że latem posłużyła Młodemu za łopatkę i została na Mazurach na plaży. No trudno, zdarza się. Jak powszechnie wiadomo, potrzeba jest matką wynalazków, więc wyjęłam jakieś opakowanie od płyty, które od biedy mogło posłużyć za rzeczoną skrobaczkę. I rozpoczęłam skrobanie.
Kiedy już prawie kończyłam przednią szybę, usłyszałam za sobą miłe:
- Dzień dobry, sąsiadko!
- A witam, witam – odpowiedziałam grzecznie i odwróciłam się w stronę głosu.
- No i znów się zaczęło, co? – uśmiechnął się pan spod „jedenastki”.
- Ano, co poradzić. Się zaczęło.
- A co to? Nie ma pani skrobaczki? – zapytał, wskazując głową na moje „narzędzie”.
- Nie mam.
Sąsiad poszedł do swojego peugeota, wsiadł i odpalił. Następnie wysiadł ze skrobaczką w dłoni i zaczął skrobać moją tylną szybę.
- Ale…- zaczęłam.
- Pani skrobie przód, a ja tył – zarządził. – Będzie szybciej!
No kurna, to rozumiem! Nie zostawił kobiety w potrzebie! Ucieszona jak norka, z nową energią, skrobałam jak oszalała. Wspólnymi siłami, już po chwili, osiągnęliśmy zamierzony efekt.
- Nie wiem jak panu dziękować, sąsiedzie – wyszczerzyłam zęby. – Bo wie pan, ja już jestem spóźniona, za późno wstaliśmy i w ogóle. No nie przewidziałam tego skrobania.
- Pięć złotych się należy – mrugnął do mnie okiem i odszedł do swojego auta.
Roześmiałam się głośno, pomachałam mu ręką i posadziłam swoją szanowną czteroliterową w samochodzie.
- Jak dobrze mieć sąsiada – zanuciłam pod nosem, zapinając pasy.
- Mamo? – zdziwił się Młody.
- Powiem ci synu, że są jeszcze prawdziwi mężczyźni na świecie! – oznajmiłam uroczyście i wrzuciłam „jedynkę”. Już miałam ruszać, kiedy sąsiad zapukał mi w szybkę.
- Tak? – zapytałam, uchylając lekko okno.
- A moja piątka, sąsiadko?
Swoją drogą, ciekawe ile kosztuje skrobaczka…
zdjęcie z sieci
A już miałam zapytać, gdzie się takich znajduje? Facetów bezinteresownych, empatycznych, oraz uczynnych....
OdpowiedzUsuńAkularku - yeti ponoć też ktoś widział ;)
OdpowiedzUsuńOczywiście żartuję, ale...
;))
"Prawdziwych, bezinteresownych oraz obdarzonych empatią mężczyzn" znajduje się jedynie w wyobraźni kobiety. Co do Yeti to też o nim słyszałem, ponoć wnosi niezamężnym blondynkom, plecaki i narty na Himalajskie szczyty. A wracając do sąsiada, zachował się iście nie po sąsiedzku :))
OdpowiedzUsuńLoco - przesada z tą wyobraźnią. Znam kilku, którzy się doskonale mogą wpasować w ten wzór ;)
OdpowiedzUsuńA że sąsiad nie... no cóż ;)
Buziak!
Ja poniżej dychy nie schodzę w takich przypadkach, więc miałaś i tak szczęście. Powinnas to docenić :-).
OdpowiedzUsuńTaka duża i nie wie, ze za darmo to ewentualnie po buzi można dostać? A i to niekoniecznie?;)
OdpowiedzUsuńEne - no to z Ciebie to już Najprawdziwszy Facet pod słońcem ;)) Doceniam, doceniam ;))
OdpowiedzUsuńNivejko kochana, człowiek (jak widać) uczy się przez całe życie ;)
Czołem Pozytywko,
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Akular nabrałam się na "prawdziwego, empatycznego, dobrze wychowanego i w ogóle mężczyznę", a tu dupa!
Szkoda, wielka szkoda, ale jedno jest pewne, sąsiad zarobił na tanią skrobaczkę ale stracił szacunek w oczach - nie tylko moich.
Trzeba potraktować jako lekcję, żeby nie korzystać z pomocy nieznajomych na ulicy, choćby sąsiadów...
Ciekawe co na to jego Peugeot, założę się, jako Wiedźma, że odpłaci mu za tak niegodne zachowanie, jakąś usterką, która będzie jego "pana" kosztowała znacznie więcej niż 5 zeta!
I tego Państwu życzę :))
pozdrowienia serdeczne zapracowana Kobieto!
Iwuś, No cóż... życie ;)) Ja się nie przejęłam za bardzo, raczej mnie rozbawił ten Prawdziwy Mężczyzna za 5 zeta ;)
OdpowiedzUsuńOdpozdrawiam, zapracowana Kobieto ;) ;*
Nie... Po prostu nie wierzę... I nie mów mi czasem, że dałaś mu ta "piątkę"! Powinien dostać kopa w d... za swoje buractwo, cwaniactwo i chamstwo. Uwierz jednak i bądź pełna tej wiary, że nie wszyscy faceci są tacy... :)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Stefciu, no dałam, dałam ;) Piątkę znaczy, nie kopa w d... ;)
OdpowiedzUsuńA w facetów wierzę. Inaczej: w ludzi wierzę. Różnie na tym wychodzę ale się nie przejmuję zbytnio. Toż całe życie naiwna jestem ;)))
Buziak!
Szczęka mi opadła, jak wróci na swoje miejsce, to jeszcze coś powiem.
OdpowiedzUsuńAga ;)
OdpowiedzUsuńNo to mówię! Następnym razem jak Pan zaoferuje "bezinteresowną, sąsiedzką pomoc" powiedz mu, że drobne Ci się skończyły!
OdpowiedzUsuńAga, a jak powie " nie ma problemu, wydam pani resztę" ;))))))
OdpowiedzUsuńBuziak!