czwartek, 1 marca 2012

Headhunter



     Naprawdę idzie mi coraz lepiej. Powoli zaczynam się przyzwyczajać do nowej pracy, obowiązków i tak dalej. Wiem już u kogo załatwię swoją sprawę uśmiechem, żartem czy po prostu prośbą, a na kogo muszę ryknąć, żeby łaskawie na mnie spojrzał. Znam rozkład dnia firmy i zrozumiałam, że tylko teoretycznie pracujemy od ósmej.
     Praktycznie to wygląda tak, że do dziewiątej pijemy kawkę i chrupiemy kokosanki ( takie ciasteczka) Następne dwadzieścia minut poprawiamy włosy i makijaż, ziewamy, przeciągamy się, oraz narzekamy, że oto przed nami kolejny dzień harówki. Później przez jakieś pół godzinki psioczymy na mężów. Najczęściej własnych, ale jak ktoś nie posiada takiego osobnika na stanie, to spokojnie może popsioczyć na cudzego. Też będzie zaliczone.
     Około dziesiątej przyjeżdżają prezesi, więc należy włączyć komputery, zakopać się w papierach, obstawić telefonami i segregatorami, oraz robić tzw. dobre wrażenie.
     Około południa korytarze i pokoje pustoszeją. W całej firmie zapada cisza, przerywana niekiedy brzęczykiem telefonu od jakiegoś bezczelnego klienta, który w nosie ma fakt, że oto mamy przerwę. Przerwa jest spowodowana najczęściej przeraźliwym głodem, gdyż od dziewiątej (czyli przecież baaaardzo długo!) poza kokosankami, nie mieliśmy nic w gębie.
      Część pracowników wychodzi na lunch, pozostali zamawiają pizzę albo rozpakowują prowiant przyniesiony z domu.
     Kiedy brzuchy są już napełnione następuje ogólne rozprężenie, relaksik, oraz oddawanie się nałogom wszelakim. Dla jednych oznacza to rozpakowanie kolejnego pudełka czekoladek, dla innych jest to herbatka z cytrynką albo kawka,  a cała reszta pędzi na dwór. Na papieroska oczywiście.
A tam…

                                                              ***

 - Dzień dobry! – ukłonił mi się grzecznie jakiś młody człowiek.
- A witam, witam – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Przypalić pani? – zapytał, wskazując głową na trzymanego przeze mnie papierosa.
- Poproszę – pozwoliłam łaskawie się obsłużyć.
Młodzieniec wyciągnął z kieszeni srebrną zapalniczkę. Chwilę popstrykał, ale nic się nie zadziało. Z niedowierzaniem pokiwał głową i rozpoczął potrząsanie i pocieranie, przedmuchiwanie i postukiwanie w ścianę. Całej operacji towarzyszył złowrogi pomruk właściciela.  Gdybym była na miejscu zapalniczki, pewnie bym się natychmiast zapaliła. Choćby ze strachu.
- Złośliwość przedmiotów martwych – uśmiechnął się młodzieniec przepraszająco. – A przecież to Zippo, nie rozumiem…
- Nic nie szkodzi, ja też mam– odpowiedziałam i wyciągnęłam swoją. – Co prawda zwyczajna taka, zupełnie nie firmowa, ale niech pan spróbuje.
Po chwili oboje zaciągaliśmy się dymkiem.
- Pani, zdaje się, nowa? – zagadnął.
- Do tego, że stara, nie przyznam się za skarby świata – uśmiechnęłam się.
- Hi, hi – szybko docenił żarcik.
- A pan?
- Ja już dwa lata we firmie. Brat mnie ściągnął, pracujemy w dziale X.
- W dziale X?
- Jestem headhunterem – wyjaśnił i natychmiast spęczniał z dumy. Chyba nawet urósł ze dwa centymetry.
Przyjrzałam mu się uważniej. W okolicach trzydziestki, schludnie ubrany, na ręku złoty zegarek. Włosy krótko ostrzyżone, w uchu kolczyk. Nieskazitelna cera, na moje oko lekko muśnięta samoopalaczem. Całości dopełniały wypolerowane na błysk paznokcie.
Ho, ho, pomyślałam.
- Łowca głów?
- Tak! – wyszczerzył zęby.
- Znaczy w rekrutacji pan pracuje? – upewniłam się.
- No tak, w zasadzie tak – lekko się spłoszył. – Ale to nie jest zwykła rekrutacja. Pozyskuję dla firmy najlepszych specjalistów. Przeglądam nadsyłane cv i decyduję kto może się nam przydać, a kogo odrzucić od razu. Robię analizy, prowadzę statystyki i tak dalej.
- Trochę jak bóg – powiedziałam z podziwem. – Taka władza!
- Tak, ale nie będę pani zanudzał – skromnie spuścił wzrok.
- Nie, to naprawdę ciekawe. A na jakiej podstawie pan wie kogo należy zatrudnić?
- No… normalnie. Muszę wprowadzić dane wszystkich kandydatów i w ogóle…
- W sensie do jakiejś tabelki? Jak w Excelu?
- Tak – warknął odruchowo, ale zaraz się zreflektował. – To znaczy według odpowiedniego klucza, a nie tak wklepuję bez sensu…
- Oczywiście, oczywiście – pokiwałam głową.
Spojrzał na mnie dziwnie.
- Niestety muszę już panią opuścić – oznajmił, gasząc niedopalonego papierosa.
- Ależ naturalnie, ja to rozumiem doskonale. Obowiązki wzywają! – uśmiechnęłam się.  
- Tak, właśnie. Do widzenia pani.
- Do widzenia.

No. To teraz już z górki. Wystarczy tylko odliczać czas do szesnastej.
Łatwizna ;-)




15 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. ostatnio nie muszę zmyślać ;-))
      No i cieszę się, że Cię tu widzę! Buziak wielki! ;*

      Usuń
  2. Rece opadaja przy takich rozmowach:)) Zapalniczka Zippo:)))) Czy to ma byc gwarancja, ze zawsze przypala?
    Lepiej niech mlodzian oprocz Zippo bedzie zawsze zaopatrzony w zapalki:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I niech dalej wypełnia te swoje tabelki :D Daleko zajdziemy!

      Usuń
    2. Stardust, jeden mój znajomy twierdzi, ze prawdziwy mężczyzna zawsze (!) ma przy sobie zapałki ;-))
      Obojętnie jakiej firmy ;)))

      Aga, no coś czuję, że będzie wypełniał dalej, tylko ego mu będzie rosło z każdą tabelką ;-))

      Usuń
    3. Albo w końcu przejrzy na oczy i ja mu współczuję, jaki on poczuje się malutki :)

      Usuń
  3. Jak zwykle pozory przewyższają treści :)
    Ale nie wiedziałam, że Ty palisz!
    pozdrowienia :)!
    iw

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No czasem palę, zresztą jak się widziałyśmy, to też paliłam, ale pewnie zapomniałaś ;-))
      Ściskam!

      Usuń
  4. Kasik...to naprawdę Ty:) No nie mogę. Nic mądrego nie napiszę, bo mnie zatkało i muszę ochłonąć:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja, we własnej osobie ;-)) Się znów uaktywniłam, Nikuś, nie wiem jeszcze na jak długo, ale ciii... ;-))
    Cmoookam mocno! ;-***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewniam , że ja mocniej odcmokuję...ależ się cieszę:)

      Usuń
  6. NO...!! Brawo, gratulacje, cóż mogę dodać - wielki szacun!

    OdpowiedzUsuń
  7. Respekt...Pomyślałam przewrotnie o tym,że właśnie wychylasz się spod przybranych zwyczajowo procedur.I co?!I co z tego mogłoby wyniknąć, bo aż się boję.Zauważ, Droga, że już się nieco naraziłaś Ważniakowi.Bądż rozsądna, bo na miejscu szefa firmy nie chciałabym Cię stracić.Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń